Chociaż od kilku lat nie śledzę już tak mocno światowej sceny metalowej/hardcore'owej (jak i rodzimej) tak raz na jakiś czas zbieram się do tego, żeby przebiec się po nowościach muzycznych danego roku z danego gatunku - tak też poznałem masę soulowych nut, tonę dance'owych bangerów, jak i rzeszę ciężkich walców, wgniatających brzmieniem w podłogę. I tak też mnie wgniotło, gdy odkryłem ep'kę The Guilt & The Grief australijskiego kwintetu Polaris. Tym bardziej czekałem na ich drugą płytę wydaną już pod trochę większą wytwórnią Sharptone records. Czy warto było szaleć tak, aż do bólu?
The Mortar Coil to 11 numerów, zgrabnie ubranych w kamizelkę z napisem "metalcore" na piersi. Płytę promowały single Lucid i The Remedy. Dlaczego tak bezpłciowo napisałem te dwa zdania? Ano dlatego, że sama płyta jest dokładnie taka, jak to, co wyprodukowałem wyżej - starające się na fajność, ale kompletnie bez polotu dzięki któremu nie czujesz się jakbyś słuchał młodego i pełnego pasji Jareda tylko jak kochającego ajron mejden wujka Jareczka. A szkoda.
Będę tu dość mocno się odbijał od The Guild & The Grief ponieważ uważam, że rok temu to była genialna ep'ka - pełna gniewu, pełna świetnych zagrywek, ciekawych atmosferycznych momentów.i przy tym była naprawdę dobrze wyprodukowana - zobaczcie numer Unfamiliar - świetnie eksponuje bardzo dobrego krzykacza, trafiającego w dźwięki śpiewającego basistę (nie spodziewałem się, że kiedykolwiek użyję tych dwóch słów w jednym zdaniu...) i talent chłopaków do pisania numerów wpadających w ucho - nie będąc przy tym zbytnio prostymi. A na The Mortar Coil - poza całkiem okej singlami mamy Relapse - ale to samo gra brytyjski Napoleon... Dalej Consume - ale to brzmi jak DOKŁADNIE CAŁA amerykańska scena metalowa... Dusk To Day brzmi jak Archtects - zresztą, cała płyta tak brzmi...
The Mortar Coil to brakujące ogniwo między albumami The Here and Now a Daybreaker wcześniej wspomnianego, brytyjskiego Architects. Gdyby ta płyty była wydana jakoś dwa lata temu - przypuszczam, że pozamiatałaby absolutnie wszystkie listy przebojów i byłaby mega hitem. A tak - umknie pomiędzy falą dokładnie takich samych zespołów, piszących dokładnie takie same numery, wyglądających dokładnie to samo. Czy warto było starać się?
Jednak mam nadzieję, że się będę mylił - że następna płyta Polaris pozamiata wszystko i wniesie powiew świeżości w bardzo zatęchłej, światowej scenie metalcore'owej. Bo panowie mają w sobie ten x-factor, tylko jest gdzieś schowany i kompletnie niewykorzystany. A tymczasem - lepiej wrzucić sobie inny, genialny australijski band - Northlane (o którym na pewno kiedyś coś więcej!) albo zapoznać się z The Guilt & The Grief - zdecydowanie lepsza opcja.
Ocena: 4/10
Czego warto posłuchać: Lucid, The Remedy - i całą, koniecznie całą poprzednią ep'kę.
//
Te co ciekawsze numery do złapania na PLAYLIŚCIE NA SPOTIFY, sam album również NA SPOTI. A jak się będzie Wam nudzić to dajcie znać O TU - ogarniemy coś fajnego do słuchania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz