Dziś tak trochę od tyłu - jak wygląda moje pisanie recenzji i dobieram płyty, które recenzuje. Generalnie cały proces planuje gdzieś na końcu miesiąca, gdy siadam do kilku serwisów, otwieram notatki i notuje wszystkie nadchodzące albumy, które w jakiś sposób mnie interesują. Z reguły tych albumów jest w okolicach 16/20 - z czego wybieram około sześć, o których coś koniecznie muszę napisać. W kalendarzu jest też pula dni którą zostawiam na niespodziewane odkrycia i/lub/bądź wynajdźkę na Spotify przez którą poznałem cały zespół i okazało się, że wydali album i jest super. Na nowy rok jest też kilka rzeczy, które chciałbym zaimplementować, ale to wszystko w swoim czasie.
I właśnie tak planując kalendarz wydawniczy na listopad, jedno z pierwszych miejsc zajął nowy album Maroon 5 - głównie dlatego, że wychodzil na początku miesiąca ale dostał też oklejkę z napisem - "sprawdź, czy to w ogóle ma sens i czy działa". Więc odpowiedzmy sobie na to pytanie, które ma w sobie zaskakująco dużo sensu.
Adam Levine i ekipa na początku nowego tysiąclecia wydali album Songs About Jane - album, który wyrzucił, na przykład, jingiel reklamy liptona - This Love czy moje pierwsze spotkanie z jazzową harmonią w popowej piosence - Sunday Morning. Druga płyta - It Won't Be Soon Before Long była jeszcze bardziej seksowna, jeszcze bardziej pop-rockowa i powoli zwiastowała, w którą stronę chce iść Maroon 5. Trzecia płyta to już było przejście przez duuuuuuuże drzwi z napisem "komercja" - Hands All Over dało nam hit Moves Like Jagger czy Misery (ten teledysk, w którym lata modelka Anne Vyalitsyna) - ale ten album był jeszcze słuchalny w calości i dało się odgadnąć, że to jest muzyka jednego zespołu.
Później już jest tylko gorzej - Overexposed i V to już takie duże, popopwe behemoty, pisane przez horde producentów - na każdym z albumów było ponad 15 producentów. Nie inaczej jest z nowym Red Pill Blues - wyprodukowany przez 24 osoby. Ja rozumiem, że tak wygląda teraz pisanie albumów i tak to działa, aczkolwiek - no, chyba trochę za dużo. Jak to się odbija na albumie? Ano tak, że równie dobrze to mógł być album kogokolwiek innego - nie ma tu nic, co byłoby interesujące bądź proszące "przesłuchaj mnie jeszcze raz". Pierwszy numer Best 4 U brzmi jak każda inna produkcja popowa tego roku - czyli sidechain, mocny '80 bit i tyle.
Cały album brzmi jak pomysł "ej, siądźmy na soundclouda, zobaczmy co robi alternatywa, a później zaaplikujmy to w korporacji". Naprawdę - wystarczy wejść na stronę główną Soundcloud, zobaczyć czego słucha świat, a następnie przenieść to wszystko na pole tego albumu. Są szybkie hi-haty, są rapsy, są pauzy z zaskoczenia. Tym bardziej jest to rozczarowujące jeśli ktoś zna stare albumy Maroon 5 - które były turbo seksowne i przyjemnie ich się słuchało w całości. Nie można tego powiedzieć o tym albumie. Czy to w ogóle ma sens - no ma, bo zarobią na tym worki pieniędzy. Czy to działa - dla mnie nie. Ani trochę.
Ocena: 1,5 (za twarz Adama) / 10
Czego warto posłuchać: Best 4 U. Naprawdę, nie ma sensu słuchać całego albumu.
//
Całość na SPOTIFY, ten jeden numer NA PLAYLIŚCIE (na która zresztą wrzuciłem MEGA numer POMO) - a lajeczki wrzucamy na FACEBOOKU
شركة تنظيف بيوت بالرياض
OdpowiedzUsuńافضل شركة ترميم منازل بجدة