środa, 30 sierpnia 2017

Faworyci Sierpnia

Dobra, mam pomysł na jakąś pierwszą serię krótkich postów, z moimi muzycznymi faworytami na dany miesiąc. Szybko, na temat, sprawnie. No i kilka słów/zdań na temat danego utworu. Zapraszam!

FAWORYCI SIERPNIA 2017


1. Bernhoft - Stop/Shut Up


Numer na który natrafiłem kompletnie przypadkiem z EP Stop/Shut Up/Shout It Out z 2006 po czym jak zacząłem dalej grzebać w historii Pana Jarle Bernhofta to już wpadłem jak łyżka do Nutelli - podróż absolutnie bez końca. Bardzo polecam!

2. Count Bass D & Snoop Dogg - Too Much Pressure


Snoopa słucham od 2005 roku - w sumie, to był pierwszy wykonawca, którego dyskografię znałem od A do B. Teraz już nie pałam tak bardzo miłością do niego, aczkolwiek raz na jakiś czas albo sobie przypominam co ciekawego wydał albo w ogóle robię generalny refresh. I tak, Snoop Lion jest tą częścią jego twórczości o której nie chcę rozmawiać.

3. Nine Inch Nails - Less Than


Nine Inch Nails powróciło po przerwie od 2013 roku (wtedy wydali ostatni album długogrający Hesitation Marks) szybkim kopem z półobrotu. Najpierw epka Not The Actual Events (moim zdaniem dobra, ale bez szału) i później epka o tytule Add Violence. Ale będę o całości pisał więcej przy premierze ostatniej epki z trylogii. 

4. Kendrick Lamar - Humble


Łał, mocno hiphopowo mamy w dzisiejszej notce. Kendricka Lamara chyba zna każdy bo był taki okres, kiedy można go było znaleźć nawet w płatkach śniadaniowych. A Humble to mój tegoroczny soundtrack do wakacji we Włoszech. I gdziekolwiek indziej.

5. Kero Kero Bonito - Flamingo


A na koniec znalezisko znalezione podczas podróży w nieznane na Youtubie. Więcej chyba nie muszę nic mówić. Co nie zmienia faktu, że to bardzo dobry numer!

//

Fanpage O TU i też PLAYLISTY NA SPOTIFY ze wszystkimi numerami z dzisiejszej notki

sobota, 26 sierpnia 2017

CF98 - Story Makers



Oh boiii, to będzie trudna recenzja. Nie dlatego, że muza trudna czy pisać nie umiem; tylko dlatego, że CF98 miał bardzo duży wpływ na to jak prowadziłem swój pierwszy poważny zespół; na to jak pisałem tam muzykę, jak zaklepywałem koncerty i jak chciałem, żeby całość wyglądała. No i też dlatego, że część ludzików z CeeFu znam osobiście + czuję się trochę brzmieniowym ojcem tej płyty, po tym jak Delma pisał do mnie praktycznie codziennie, bo w końcu dozbierał na Mesę (Pozdro!).

Story Makers to piąta (dobrze liczę?) płyta w dorobku CF98, licząc kompilacje i ep'ki to chyba jedenasta, więc trochę doświadczenia w nagrywaniu czegokolwiek już mają. A, no i to jest pierwsza płyta w kompletnie nowym składzie - wypadkowa jest taka, że dostajemy bardzo ciekawy i zróżnicowany album - co, w przypadku punkowych wydawnict nie jest takie łatwe.

W porównaniu do wcześniejszych wydawnictw jest zdecydowanie inaczej. Nic Do Stracenia (album z 2010 roku) bardziej przypominał mi połączenie New Found Glory i Four Year Strong tylko że z polskimi tekstami. Story Makers jest o wiele bardziej dojrzałe, ciekawsze melodycznie i nie ma tekstów po polsku. Czy to minus? Moim zdaniem nie. Wszystko to, wraz z brzmieniem całego albumu składa się na bardzo smakowity kąsek dla uszu.

Najczęściej słucham muzyki (czy do recenzji, czy rekreacyjnie) wtedy, gdy idę do pracy. Dlatego tez, gdy do uszu wpadł ASAP (polecam skupić sie na tekście (i na końcówce!)) na twarzy pojawił się banan i - też problematycznie - zacząłem się zastanawiać, czy praca w korpo to jest to, co chce się robić przez reszte życia. Na płycie znajduje się więcej takich refleksyjnych i zarazem motywujących numerów - chociażby Shortball (który dosłownie trwa 39 sekund) i mówi o tym, żeby robić to, co kochasz czy, mój ulubieniec z całej płyty, czyli tytułowy Story Makers. Jeśli kogoś teraz tknęło to, że to jest kolejna recenzja albumu, który jest refleksyjny i motywujący zarazem - bardzo dobrze - taki był zamysł, w końcu skończyły się wakacje i nie można mieć wymówek żeby nic nie robić "a bo jest tak przyjemnie na dworze" czy "słonko tak pięknie świeci!". I nie można zapomnieć o absolutnie najciekawszym miejscu na całym albumie - intro do Whisky and Wine mnie bardzo rozbawiło i chętnie usłyszałbym co by się stało, gdyby CF98 kazać napisać redneckowy, teksański, bluesowy numer.

Więc, czy Story Makers to dobry album? Czy to nadal pop-punk czy melodic punk czy może już rockowe wydawnictwo? Szczerze powiedziawszy, ciężko mi ocenić - widziałem CFów grających jako support Four Year Strong w Krakowie i gdybym nie znał tej płyty, pomyślałbym o niej bardziej jak o stricte rockowym wydawnictwie. Co w sumie dobrze wróży - jestem bardzo ciekaw tego, co w przyszłości wyjdzie spod rąk i gardeł Krakowskiego składu. Poznając tę płytę można dojść do jednego wniosku - że to naprawdę dobry album - zróżnicowany, ale z własną tożsamością.

Mocno wierzę w to, że gdy muzyka wywołuje w nas jakieś pozytywne uczucia, to jest oznaka, że słuchamy czegoś dobrego (oczywiście subiektywnie). Ja dzięki tej płycie poczułem się jakbym miał znów 17 lat, latał na imprezy i grał w THPS2 (Tony Hawk Pro Skater 2 dla niewtajemnniczonych). I za to dziękuję.

Link do płytki na Bancampie - https://cf98.bandcamp.com/album/story-makers
Facebook - https://www.facebook.com/cf98music


//

No i oczywiście - fanpage O TU i też PLAYLISTY NA SPOTIFY 

środa, 23 sierpnia 2017

Stay Nowhere - Stay Nowhere

https://staynowhere.bandcamp.com/album/stay-nowhere

Od napisania mojej ostatniej recenzji jakiejkolwiek płyty bądź epki - oczywiście w takim formacie - minęło 1320 dni - co przekłada się na 3 lata, 7 miesięcy i 12 dni. Szczerze, nie spodziewałem się, że kiedyś znów zachce mi się wrócić do tego tematu. W międzyczasie był (jest?) jeszcze kanał na youtube (który, swoją drogą, był (jest?) bardzo dużym eksperymentem), jest cały czas instagram i masa innych rzeczy, o których nie mówię głośno, a czekają tylko, by je wydać.

No nic, mamy (prawie) koniec sierpnia 2017, za nami (prawie) trzy miesiące cholernie gorących wakacji (chociaż, w sumie, cały czas wakacje trwają) - przypuszczam, że część z Was przepieprzyła te wakacje obijając się ile się dało, część z Was ciężko przepracowała, a zaś jeszcze inna grupa zwiedzała różne kraje i zbierała wspomnienia. W tą, czy we w tą, zaraz za pasem wrzesień, który mi się zawsze kojarzył z taką post-wakacyjną melancholią i czasem uświadamiania sobie, że ta wakacyjna beztroska już uciekła i trzeba coś w końcu zacząć robić.

A jak już zaczynamy sobie uświadamiać co robiliśmy przez wakacje, zaczynamy zbierać wspomnienia, to wypadałoby wrzucić na uszy jakiś fajny soundtrack - który z jednej strony trochę w nas rozbudzi tą tęsknotę za wakacjami, a z drugiej strony każe się zmobilizować i zacząć coś robić ze swoim życiem. I tutaj, pojawia się płyta wypuszczona przez krakowski zespół Stay Nowhere, o tym samym tytule.

Niecałe 40 minut muzyki, zgrabnie otagowanej przez sam zespół jako punk rock, emo czy alternative bardzo przyjemnie umila czas spędzony na porządkowaniu wszystkich rzeczy, które zrobiliśmy przez całe wakacje. Słychać mocne echa Basement czy Touché Amoré (nie odnoszę się do klasyki w stylu Rites of Spring czy nawet Nirvana, co też zresztą słychać w muzie Stay Nowhere) - generalnie mocno emocjonalnie, nie za mocno przesterowane gitary, chociaż często użyty - i bardzo ze smakiem - chorus na gitarach i absolutnie GENIALNY wokal. Od kilku lat coraz bardziej doceniam krzyk jako formę artystycznego przekazu w piosence (zwracam uwagę - krzyk, a nie darcie ryja. Scream a nie growl - nie mylcie pojęć). Moim zdaniem, jest to jeden z najlepszych nośników emocji w muzyce - oczywiście, pod warunkiem, że wokalista nie przesadza i nie napierdala nam w uszy bez umiaru, bo nie umie śpiewać. A tutaj wokal UMIE ŚPIEWAĆ - najlepsze przykłady - numer 11. na płycie - Cool Kids i mój ulubieniec - Just a Shred.

Jeszcze słowo o muzyce - chociaż skategoryzowane jako punk rock, na płycie nie brakuje melodii, które później siadają w głowie i jakoś przewijają się przez naszą pamięć. Nie uświadczyłem żadnego wymuszonego solo, czy przekombinowanego przejścia na bębnie - wszystko ładnie tu ze sobą współgra i działa. A o tym się ostatnimi czasy zapomina - każdy chce być wirtuozem na instrumencie, zapominając o tym, że w tym wszystkim liczy się najbardziej muzyka.

Więc tak, w tym momencie przebrnęliśmy razem przez moją pierwszą recenzję od 3,5 roku. Gdybym wtedy ją pisał, dałbym pewnie jakąś ocenę, czy ki chuj, napisał do czego podobne i takie tam. Ale tym razem nie będę tak robił. Muzyka jest tak subiektywnym tworem, że ocenianie jej za pomocą gwiazdek czy punkcików, kiedy nie musisz, jest bez sensu. Dlatego napiszę tylko tyle - POLECAM. Może to właśnie dla Ciebie będzie płyta podsumowująca całe wakacje?



// // // //  


Ok, teraz jeszcze dwa słowa jak ja to widzę. Nie deklaruje się, że będę rzucał recenzję co jakiś stały interwał. Może być tak, że będą dwie w miesiącu; może być tak że będzie siedem, a może być tak, że będzie jedna. Dopóki nie wykoncypuję tego, jak chcę prowadzić tego bloga ustalmy, że będzie minimum jeden post tygodniowo. Niekoniecznie recenzja, może to być jakiś mały felieton, bądź trzy zdania, czy jakaś krótka notka z muzyką, która mi towarzyszy od jakiegoś czasu. Ewentualnie nasmaruje jakieś coś, żebyście w międzyczasie się o mnie nie martwili.

W każdym razie, zapraszam Was do polubienia fanpage O TU i do PLAYLISTY NA SPOTIFY którą, po prawie rocznej przerwie zacznę uzupełniać. A może też niedługo coś nagram... Ale to może.